Moje dwa bieguny i równik

W mediach, na ulicach, na fanpejdżach – wszędzie świątecznie. Radośnie.

Na przekór rzeczywistości nie poddajemy się (przynajmniej pozornie) pandemii, kryzysowi i politycznym absurdom.

Postanowiłem, że w moim świątecznym artykule podzielę się z Tobą kawałkiem mojej historii. Będzie trochę żeglarskich metafor o rodzinnych zmaganiach z chorobą dwubiegunową i podążaniu w stronę równika. Publikuję ten artykuł z nadzieją, że pomoże Ci to popatrzeć na własne kłopoty z większym dystansem. A może znasz kogoś, kto boryka się z podobnymi trudnościami?

Życzę Ci nieustającej umiejętności pokonywania trudności. Kończący się rok 2020 obfitował w nie w stopniu niespotykanym od kilku dekad. To była trudna podróż…

A jak wygląda mapa twojej podróży?

Dokąd prowadzi cię twój wewnętrzny kompas?

Rodzinna podróż przez życie bywa piekielnie trudna. Jeżeli, oprócz wyzwań związanych z pracą (lub jej brakiem), praniem, gotowaniem, zajęciami dodatkowymi dla dzieci (albo świętami!), dochodzą jeszcze choroby i odziedziczone po przodkach rodzinne dysfunkcje – życie w rodzinie może być odbierane jako przytłaczający bagaż. Pokonywanie codzienności może wymagać nadludzkiego niemal wysiłku…

Czytając ten artykuł dowiesz się więcej o moich dwóch biegunach i o tym gdzie leży mój równik.

Dowiesz się również, jak Mała Rodzinna Konstytucja stała się moją mapą.

Wszyscy potrzebujemy jakiegoś Punktu odniesienia. Tym odniesieniem może być osoba, rodzina, przyjaciele, system wartości, więź z Bogiem, dekalog, Biblia, Tora, Koran albo jakikolwiek inny ważny dla Ciebie tekst lub książka. W niepewności co przyniesie kolejny dzień, tydzień, miesiąc pandemii takie punkty odniesienia mogą pomóc w utrzymaniu bezpiecznego kursu.

Moje życie potoczyło się tak, że zrealizowałem marzenia o pracy na morzu i żeglarskiej przygodzie.

Popełniłem przy tym mnóstwo błędów. Mój wewnętrzny kompas często prowadził mnie na życiowe mielizny. Doświadczyłem wielu porażek, bankructwa, szaleństwa, depresji i życia na krawędzi.

Mój kurs ustabilizował się dopiero po założeniu rodziny.

W czasie tworzenia rodzinnych więzi, podczas euforycznej, wczesnej relacji z żoną i kilkuletnią córką napisałem Małą Rodzinna Konstytucję, co wypływało z uniwersalnych, powszechnych, ponadczasowych marzeń o życiu w harmonii z rodziną. Rodzina i Mała Rodzinna Konstytucja stały się moimi punktami odniesienia. Dzięki nim przetrwaliśmy kryzysy i pomimo trudności dalej jesteśmy razem.

Czasem czuję się spełniony jako rodzic.

Mam nadzieję, że ty najczęściej też.

Często jednak dopada mnie zwątpienie.

Prawdopodobnie – ciebie też.

Bywam kapitanem naszego rodzinnego żaglowca, jednak najczęściej funkcję tą pełni żona. Pod jej komendą codzienne obowiązki nie przytłaczają; planowanie zakupów prowiantu, porządki na pokładzie, kambuzowe zmagania z koniecznością przygotowania przynajmniej jednego, gorącego posiłku na dzień – lepiej lub gorzej wspólnie ogarniamy.

Obecność żony sprawia, że nasza codzienność często przypomina rejs po spokojnych wodach. Umiarkowany passat wypełnia żagle naszej przechylonej łajby a my żeglujemy pewnie przy lekkim rozkołysie. Cieszymy się ze wspólnej podróży.

Co jakiś czas żona wyjeżdża. Najczęściej w góry. Pod jej nieobecność to na mnie skierowane są oczy dzieci. Doświadczam wtedy odpowiedzialności i konieczności sprostania wyzwaniom, z którymi żona zmagała się samodzielnie przez lata mojej morskiej kariery. Nieprzywykły do bycia sam na sam z córkami próbuję nawiązać z nimi kontakt, ale brakuje mi wielofunkcyjnego trybu, dzięki któremu żona potrafi gotować jednocześnie prowadząc z dziećmi luźną pogawędkę.

Najkorzystniej żegluje się nam w okolicach mojego równika.

Przy równiku potrafię cieszyć się z naszych rodzinnych osiągnięć i składu załogi. Chętnie wchodzę w interakcje z bliskimi. Jak w większości rodzin zdarzają się nam emocjonalne sztormy, jednak każdą pogodę potrafimy wykorzystać do zdobycia paru kolejnych, wspólnie przebytych mil w rejsie po Oceanie Życia. Wychodzimy z takich sztormów silniejsi. Pewni tego, że byle szkwał nie połamie nam masztu, nie przewróci łódki, a fala silniejszych uczuć nie zmyje z pokładu.

Żegluga w okolicach równika daje radość. Sprzyja nawiązywaniu serdecznych relacji w załodze. Pozwala też przygotować się do ekstremalnych warunków – takich, które spotkać można tylko w okolicach dwóch biegunów.

Rejs na biegun północny to stopniowe pogrążanie się w poczuciu winy, lęku o przyszłość i niepewności. Żegluga tutaj przynosi zwątpienie. Biegun północny pojawia się na mapie naszej życiowej podróży niepostrzeżenie. Nie planujemy podróży wśród lodów, arktyczna przygoda nie jest moim wyborem. Mimo tego mój wewnętrzny autopilot emocjonalny co jakiś czas ustawia się prosto na północ.

Każdy z nas doświadcza czasem lęku, mierzy się z trudnymi emocjami. W moim przypadku to doświadczenie wielokrotnie trudniejsze, wymagające współpracy z psychiatrą i psychologiem. Dzięki temu, pomimo trudności nasza rodzina przetrwała arktyczne warunki panujące na północnym biegunie choroby dwubiegunowej.

Początkowo lekarzy-psychiatrów traktowałem z nieufnością. Byłem przekonany, że nie należy wpuszczać ich do mojego wewnętrznego świata. Dopiero pojawienie się dzieci zmusiło mnie do zmiany tej postawy. To był początek wychodzenia ze skutej lodem, okołobiegunowej krainy depresji.

Wcześniej, przez wiele lat obawiałem się, że konsultacje z lekarzem albo psychologiem spowodują że zostanę naznaczony jakimś piętnem, albo uzależnię się od przypisanych leków. To tak, jakby ktoś z połamaną nogą odmawiał interwencji chirurga, uważając że lekarz może pozbawić go możliwości swobodnego poruszania się o własnych siłach.

Idiotyczne, nie sądzisz?

Podobnie jak pokutujące w społecznej świadomości fałszywe przekonania związane z chorobami psychicznymi: depresją, schizofrenią albo innymi dolegliwościami umysłu i duszy. Porzucenie tych fałszywych przekonań było jednym z elementów skutecznej terapii. Terapii, która w połączeniu z Małą Rodzinną Konstytucją zwielokrotniła nasze szanse na pokonanie trudności i zbudowanie zdrowych, rodzinnych relacji.

Po kilkutygodniowym lub kilkumiesięcznym żeglowaniu w okolicach bieguna północnego, mój emocjonalny autopilot przestawia się na kurs południowy. W odróżnieniu od północnego, biegun południowy wydaje się być krainą przyjazną. Warunki tam panujące przypominają odlotowy sen o niekończącej się energii i dobrym nastroju. Wyczerpany depresyjnymi myślami cieszę się na myśl o szybkiej żegludze i poczuciu mocy.

Biegun południowy mojej choroby to stan w którym euforycznie podejmuję się realizacji nowych projektów. Nie czuję ograniczeń. Uczę się szybko i bez zmęczenia. Jestem nie do pokonania. Nie do pobicia. Używając żeglarskiej konwencji tego tekstu – mój biegun południowy to stan, w którym zdobywam Puchar Ameryki i okrążam glob jednocześnie, do tego samotnie, bo bliscy nie potrafią zrozumieć, że przeżywam niemal boskie objawienie. Co tam – sam jestem bogiem!

… I wtedy czuję pierwszy powiew mroźnego wiatru…

Mój autopilot nieubłaganie zwraca się ponownie w kierunku bieguna północnego.

Bez wsparcia lekarzy i psychologów na biegunie północnym grozi mi samozagłada, na biegunie południowym bezsenność, wypalenie i śmierć z wyczerpania.

Decyzja o podjęciu terapii była kluczowa w uzyskaniu równowagi. Dzięki temu dzisiaj znacznie łatwiej odnajduję drogę do równika, a pobyty na biegunach nie dewastują naszych rodzinnych relacji. Inspiracją do walki o utrzymanie rodziny była podpisana przez nas wszystkich Mała Rodzinna Konstytucja. Łatwiej przecież zaangażować się w działania, które sami zaplanowaliśmy!

Za chwilę zasiądziemy do świątecznej kolacji. Tak jak w wielu rodzinach na świecie. Od kilkunastu lat, niezmiennie, mamy okazję spędzić święta w przyjaznym gronie, z najbliższymi. Nie każdej rodzinie doświadczającej ekstremalnych stanów podbiegunowych przez któregoś z jej członków dane jest wyjść z takich trudności bez szwanku. Nam się to udaje od lat… Na ten sukces złożył się wysiłek przyjaciół, terapeutów, lekarzy i stworzona przed laty Mała Rodzinna Konstytucja.

Podobnie jak na początku tego artykułu – życzę Ci nieustającej umiejętności pokonywania trudności. Teraz wiesz nieco więcej o skali wyzwań, z którymi my mierzymy się na co dzień.

Niech Twoje święta będą prawdziwie radosne,

a Nowy Rok przyniesie nową nadzieję.

Świąteczne serdeczności!

Artur

 

PS. Photo by Robert Szelei from Pexels

6 thoughts on “Moje dwa bieguny i równik”

    1. Hej Mariusz! Trzymając się żeglarskich metafor: zawsze bezpiecznej żeglugi przy korzystnej, ciepłej bryzie. Serdeczności i do kolejnego przeczytania.

    1. Cześć Grzegorz! Cieszę się, że poruszyłem cię kawałkiem mojej historii. Równikowych passatów życzę. Serdeczności!

Dodaj komentarz