A więc zaczęło się!
Najpierw były podręczniki. I zeszyty. Długopisy, ołówki, cyrkle. Ewentualnie klej albo okładki. Potem zebrania rodziców. I kody dostępu do elektronicznego dziennika. I tuzin podpisów pod oświadczeniami których już nie pamiętamy. I jeszcze wybór „trójki klasowej”.
Gotowi? Do startu?
STOP!!!
Jest nas coraz więcej. Nas – czyli dorosłych, którzy zaczynają dostrzegać, że nasze dzieci uczestniczą w absurdalnych wyścigach. A my, dorośli – rodzice i nauczyciele – towarzysząc dzieciom w ich edukacyjnej drodze wpadamy często w role, które uwierają nas coraz bardziej.
Może obsadzasz się w roli Rodzica-Policjanta?:
– Czy masz wszystko spakowane?
– Wychodź już, bo się spóźnisz!
– Nie siedź tak długo przed komputerem!
– Masz odrobione lekcje?
A może występujesz w równie niechcianej roli Rodzica-Kaznodziei?:
– Nie dostaniesz się do „trójki” jeżeli będziesz marnować czas na seriale!
– Jest dziesiąta, a ty przypomniałaś sobie, że masz jeszcze zadanie z chemii!
– Odklej się w końcu od smartfona, bo się od niego uzależnisz!
Czasem stajemy się również Rodzicem-Kierownikiem, Rodzicem-Sędzią albo Rodzicem-Prokuratorem. Skrypty tych rozmów doskonale znasz…
I tak od pokoleń…
Bo chcemy, żeby nasze dzieci miały w życiu łatwiej. Albo boimy się, że dzieci bez naszego ględzenia sobie nie poradzą. I tak, rok po roku, klasa za klasą powtarzamy te same repertuary dialogów lub – gorzej nawet – monologów, które zabijają dziecięcą inicjatywę i dobre relacje.
Czasem zdarza się, że niektórzy z nas słyszą później od swoich, dorosłych już dzieci, że mogliśmy bardziej przykręcić śrubę, bardziej pilnować nauki.
Jednak zdecydowanie częściej żałujemy, że nie potrafiliśmy mądrze wspierać dziecięcych zainteresowań. Mamy do siebie pretensje, że nie dostrzegaliśmy silnych stron naszych dzieci. Albo nie potrafiliśmy bawić się z nimi we wspólne odkrywanie świata.
Zamiast tego – odtwarzaliśmy wyuczony w rodzinnych domach rytuał i automatycznie podawaliśmy dalej toksyczną pałeczkę w sztafecie o nikomu niepotrzebny czerwony pasek na świadectwie, którego w dorosłym życiu nikt od naszych dzieci nie będzie wymagał.
Nie jesteśmy w tej niedoli sami. Coraz więcej z nas zaczyna dostrzegać, że można inaczej. Coraz więcej rodziców i nauczycieli poszukuje alternatywnych metod nauki dla swoich dzieci i podopiecznych.
Nauczyciele na miarę Mistrza Magii z Zakonu Feniksa – Przemka Staronia, potrafiącego łamać system Marcina Stiburskiego, obnażającego absurdy pruskiego modelu szkoły Krystiana Ostrowskiego albo uparcie alarmującego o kryzysie psychiatrii dziecięcej Pawła Lęckiego – inspirują rodziców i pedagogów, dla których edukacja nie polega wyłącznie na nauczaniu, sprawdzianach czy ocenach.
Dzięki takim nauczycielom i rosnącej społeczności świadomych rodziców, istotą edukacji może stać się odkrywanie siebie, eksplorowanie świata i zjawisk nim rządzących, pokonywanie własnych ograniczeń, ciekawość drugiego człowieka i budowanie z nim pozytywnych więzi.
Od lat wkładamy z Żoną dużo wysiłku w stworzenie przyjaznej, wspierającej, bezpiecznej rodziny. Jednocześnie nie jesteśmy wolni od „wirusa edukacyjnego”, który każe nam uporczywie przypominać dzieciom o nauce i konfrontować je z nadmierną, naszym zdaniem, ilością czasu spędzanego w sieci.
Jeden z artykułów Małej Rodzinnej Konstytucji dotyczy właśnie tego tematu:
“ARTYKUŁ 9.
POWSZECHNY OBOWIĄZEK NAUKI
W Naszym Domu jest czas na zabawę i na naukę. Jeżeli nie da się połączyć nauki i zabawy – uczymy się bez ociągania albo wymyślania innych zajęć. Czas potrzebny każdemu do codziennej nauki oraz zabawy będzie określany przez Dorosłych po uwzględnieniu uwag i potrzeb Dzieci.”
Czas zweryfikował nasz pomysł i dzisiaj widać, że to bardziej pobożne życzenie niż rzeczywistość zaś sam artykuł wymaga gruntownej redakcji.
Młodsze Dzieci potrzebują ruchu, zabawy. Czasami udawało się nam połączyć tą dziecięcą, wrodzoną potrzebę z nauką. Jednak rok po roku obserwowaliśmy osuwanie się naszej rodzinnej mikrospołeczności w koleiny przypominania o lekcjach do odrobienia. I frustracji związanej z coraz częstszym sięganiem przez Dzieci po Internet i elektroniczną rozrywkę dostępną w sieci.
Dzisiaj POWSZECHNY OBOWIĄZEK NAUKI zamienilibyśmy na POWSZECHNE PRAWO DO DZIECIŃSTWA w duchu korczakowskiej filozofii albo najlepszych szkół demokratycznych organizowanych na wzór Summerhill – o której nakręcono miniserial dostępny na Youtube.
Jeżeli masz pomysł, w jaki sposób inaczej można sformułować w Małej Rodzinnej Konstytucji artykuł dotyczący nauki – napisz o tym w komentarzach.
Zainspiruj innych.
Mała Rodzinna Konstytucja powstała z potrzeby opisania pozytywnych relacji. Takich, które będą źródłem radości, satysfakcji i spełnienia dla wszystkich członków naszej Rodziny. Bardzo często jednak nasze życie odbiega od scenariusza, w którym wszyscy są zadowoleni.
Razem – dzieląc się swoimi doświadczeniami – możemy zwielokrotnić szanse, że nasze Dzieci wychowamy na zdrowych, samodzielnych, szczęśliwych Dorosłych.
Serdeczności!
Artur